Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Dziadek patrzy na córkę, wreszcie ona idzie ku niemu i tuli się do niego cicho.
Dziadek.

Pst... nie płacz!... ja cię rozumiem...

Córka.

Dziadku... mnie serce mało nie pęknie.... Co się to dzieje! ja pojąć nie mogę.

Dziadek.

Nadzieje!... wieczne nadzieje!... Ułudy! Zawsze marzenia... Sądzą, marzą, iż tem ich opamiętają. I zerwali kwiaty na grobach i kwiaty te podają. Ale to nic! to na nic wszystko. On przyrzeknie, kwiaty weźmie i po dawnemu dławić nas będzie.

Córka.

Więc po co to wszystko dziadku? po co! Ja patrzyłam na twarze... ja to wszystko widziałam. W duszy każdego była trwoga, była straszna nienawiść. Och dziadku!... on jechał cały w szpalerze błyskawic, tak z oczu tłumu płynęły błyski. I sam leciał jak błyskawica, wiejąca równą nienawiścią. I w jego oczach był lęk, była straszna trwoga... To było straszne dziadku... straszne!...