Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

on przyjechał z kolei a dzieci jeszcze nie widać.

Pani.

Straszny natłok ludzi, powoli i po porządku rozpuszczają dzieci. Zanim do domu dojdą, minie kawał czasu.

Kucharka.
(wychylając głowę za balkon)

Wielmożna pani pozwoli choć spojrzeć... cudności ta brama. Co to białego barchanu na te gronostaje wyszło. Odziałyby się ze dwie ochrony na zimę.

Pani.

Proszę Magdaleny nie wychodzić. Bardzo proszę.

(turkot).
Kucharka.

O!.. jeszcze pan policmajster leci... o... jak ludzi rozgania.

Pani (szybko)

Niech Magdalena zejdzie. Zamknę drzwi.