Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu w czasie zimowych wieczorów humorystycznych ustępów rozkładu jazdy. Pojęcie o tem dałby nam obraz człowieka, który nie może wypuścić z rąk anonsu dr. Hommla o Hematogenie, dopóki nie dowie się co się stało z ciężko chorym młodzieńcem z Włocławka. Większość, niezależnie od wykształcenia, czuje, że mogłaby swobodnie czytać tanie detektywne historje i noweletki, popuściwszy wodzów pierwiastkom niskim i powierzchownym własnej natury; w najgorszym razie mogłaby je konsumować jak zrazy lub befsztyki. Literatura natomiast informacyjna stanowi dla nas zupełną tajemnicę. Niezdolni jesteśmy do zajęcia się nią podobnie, jak długotrwałą lekturą prowincjonalnej adresowej księgi. Czytanie rzeczy podobnych nie sprawiałoby nam zwykłej przyjemności; byłoby raczej uciążliwym i zasługi godnym wysiłkiem. I to właśnie budzi w nas niezmierne poprostu zainteresowanie do tej szczególnej gałęzi popularnej literatury.
W zasadzie posiada ona na swe usprawiedliwienie jedną okoliczność. Konsumentom tej dziwacznej wiedzy należy przyznać, że, w przeciwieństwie do ogółu są tak bezinteresowni, jak prorok-wizjoner lub dziecko zaczytane w baśniach. Odsłania się tutaj odpowiedź na pytanie: jakiemu zdaniu należy zaufać w ocenie tej literatury; najmniej wszakże wypadałoby ufać tłomaczeniom i sądom ludzi o wykształceniu niższem.