Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieńca „z dobrego domu“. Obawa ruchu, konserwatyzm pozorów obok skrzętnej ekonomji fantazji tkwi pod powłoką arystokratyzmu warstwy, monopolizującej dziś prawo do kultury. Sprowadzenie tajemnicy życia do systemu, pozbawiło je już w zaraniu organów poezji: zdrowej ciekawości i entuzjazmu. Stąd też pogarda dla tłumu, dla mas ludowych, dla odwiecznego źródła postępu i nowości. Poniża się je zamiast kochać, pogardza zamiast wyszlachetniać. Dusza pospólstwa miast pociągać przeraża nas niecierpliwością swej zachłannej wyobraźni, razi zawiędłe w gabinetach duszyczki, zwietrzałą w bezruchu arystokrację. Lecz niewiadomo, czy z tej masy, której odmawiany wszelkich wartości, poza fizyczną siłą i złym instyktem, nie wyjdzie jak ongiś nowy prorok. Podobnie jak cieśla z Nazaretu odda on klucze przyszłości pogardzonym tłumom i powtórzy słowa wiecznie żywe: „Błogosławieni poniżeni, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie.“
Przeciętnemu czytelnikowi naszemu książka Chestertona, obrońcy pogardzanych mas, może się wydać paradoksem, podobnie jak niegdyś Wilde’a „Djalogi o sztuce“. Dziedziczne obciążenie kategorjami nałogowemi, kulturą pozorów, nie pozwoli może dojrzeć tu prostoty i szczerego do życia stosunku, konwenans nie uzna swego przeciwieństwa, pozór uśmiechnie się z ironją na