Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzie, do wniosku, że ślub skucia dwóch gór jest całkiem normalny, a nawet zrozumiały i, że o ile jest w tem wogóle szaleństwo, szaleństwem byłoby nie robić takich rzeczy.
Człowiek składający ślub, odnajduje związek swój z jakąś rzeczą daleką lub momentem czasu. Całe niebezpieczeństwo tkwi w nieutrzymaniu tego związku. Ów zastraszający wzrost obawy przed sobą, przed słabością i zmiennością jaźni w naszych czasach stanowi właściwą przyczynę zwalczania wszelkich ślubów. Człowiek współczesny trzyma się na wodzy przed ślubowaniem — np. policzenia liści w Alejach na co trzeciem drzewie, nie dla tego by był za głupi, czyni bowiem rzeczy o wiele głupsze, ale ponieważ święcie jest przekonany, że zanim doszedłby do siedemdziesiątego dziewiątego liścia na pierwszem drzewie, miałby całej historji dość po uszy i poszedłby do domu na herbatę. Innemi słowy: obawiamy się, według pospolitego, lecz obrzydliwie trafnego określenia, że stałby się tymczasem innym człowiekiem. Duszę dekadencji wyraża straszna baśń o człowieku, zmieniającym się corazto w kogo innego. To, że pan Barylski, ze spokojem przyjmie fakt, iż stanie się w poniedziałek generałem Werndlem, we wtorek dr. Kańskim, we środę Janem Branickim, a w czwartek Wincentym Krupą może wyglądać na zmorę, lecz duszeniu przez tę zmorę dajemy miano: kultura współczesna. Pewien zmarły już