Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szach tych, którzy byli jej dziedzicami z tradycji i powołania w ciągu wieków. Nie winna temu wspaniała cywilizacja, dająca poecie równie bogaty materjał jak wszelkie inne zjawisko, lecz dusza, która ugięła kolana przed bałwanem tej cywilizacji, przed konwenansem.
W miarę wzrostu szablonów, zwanych kulturą nowoczesną, zanika zdolność rozumienia świata poza kategorjami banalnemi i konwencjonalnem pojęciem piękna. Wszystko niepowszednie, samorzutne, żywiołowe staje się przez kontrast w takiej atmosferze — brzydotą. Wszelka poezja, płynąca z odwiecznych dążeń ducha do niezwykłości i szlachetnego gestu, zasycha w zielniku herboryzujących dziejopisów, Piękno bowiem wyraża się dziś nie przez sugestywną moc życia, ale przez nałóg lub frazes.
Inteligent dzisiejszy zapomniał o wzniosłości, nazwał ją patosem, stracił miarę wielkiego gestu, ośmieszył go jako pretensjonalność, odwykł od silnych wzruszeń, nazwał je przeczuleniem — słowem, każdą niemal, istotnie cenną, wynikającą z ludzkiej przyrody właściwość określił mianem pogardliwem lub ironicznem, wywyższył się ponad bezpośredniość, ugrzęznął w spokoju, w kwietyźmie duchowym i nazwał to kulturą.
W powszechnej pogardzie dla żywiołu zabrakło wprost miejsca na wielkoduszność, pozostała formalistyka, wyblakła, jak oblicze mło-