Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Gdyby solidny człowiek współczesny zobowiązał się wobec swoich chlebodawców i przyjaciół, że policzy drzewa w Aleji Ujazdowskiej, że będzie skakał na jednej nodze w czwartek po mieście, przeczyta „Raj Utracony“ siedemdziesiąt sześć razy, zbierze na polu należącem do jakiegoś pana Grabowskiego trzysta mleczów, przez trzydzieści sześć godzin będzie przytrzymywał ręką swe lewe ucho i wyśpiewa imiona swych ciotek według wieku z okienka omnibusu, lub podejmie się wogóle czegoś niezwykłego w tym rodzaju — natychmiast wywnioskowaliśmy, iż człowiek ów jest albo warjatem, albo, jak się to mówi, aferzystą. A jednak przyrzeczenia te nie byłyby bardziej niezwykłe od ślubów czynionych w średniowieczu i w tym podobnych okresach, nie tylko przez fanatyków, lecz i ludzi najwybitniejszych w życiu obywatelskiem i narodowem, przez królów, sędziów, poetów i kapłanów. Ktoś ślubował, że skuje łańcuchem dwie góry i podobno wielki łańcuch wisiał gdzieś tam przez wieki, jako pomnik zagadkowej głupoty. Ktoś inny znów obiecał odnaleźć z zawiązanemi oczami drogę do Jerozolimy i umarł w czasie tego poszukiwania. Niełacno udowodnić, że dwa te czyny bohaterskie, ze stanowiska ściśle racjonalnego, były pod niejednym wzglę-