Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Od wieków istnieją dwa sposoby patrzenia na ten nasz świat mierzchnący; mrok ów można uważać na zmierzch lub świtanie; we wszystkiem aż do żołędzi widzimy pierwowzór lub następstwo. Bywają chwile, gdy dech nam zapiera nietyle ogrom zła, co ilość dobroci ludzkiej, i uznajemy w sobie dziedzictwo potężnych bohaterskich czynów. To znów wydaje się nam wszystko, jakby dopiero w zalążku, gwiazdy wiekuiste są iskrami dziecięcego fajerwerku, a świat cały wygląda tak młodo i świeżo, iż nawet śnieżne włosy starców, mówiąc językiem biblji, są jak kwiaty migdału lub głóg na wiosnę. Godzimy się wszyscy na zbawienność uznania w sobie dziedziców wszechczasu. Mniej popularny, lecz równie ważny, jest pogląd, iż zbawienna może być wiara nietylko w rolę potomka ale i prarodzica; dobrze to czasem zastanowić się, czy też naprawdę jesteśmy bohaterami i snuć wzniosłe refleksje, czy nie jest się tylko mitem słonecznym.
Bezpośredniość i nagłość, oto co we wszystkich epokach świadczy najdobitniej o wiecznej dziecięcości świata i, gdyby mnie pytano o dowody na młodzieńczość żądną przygód 19 wieku — to mimo całego szacunku dla jego zdobyczy nauko-