Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żnicy między patrjotyzmem głoszonym przez nieboszczyka Chamberlaina a Pata Rafferty, który śpiewa: „I co sądzicie o Irlandczykach teraz?“ Zarówno godne szacunku jest skromny sposób myślenia jak tanie chwalenie trywjalności i koszałek opałek.
Słuszną czy niesłuszną, ale posiadam znajomość głównej przyczyny tej ciasnoty angielskiego patrjotyzmu dni dzisiejszych i chcę spróbować ją odsłonić. Można uznać za rzecz naturalną, że człowiek kocha swój ród i swe otoczenie, i że znajduje w nich coś godnego pochwały; ale czy to właśnie jest najbardziej pochwały godne czy nie, będzie zależało od wyjaśnienia istoty rzeczy przez tego człowieka. Gdyby syn Thakeray‘a, przypuśćmy, wyrósł w niewiedzy o sławie i genjuszu swego ojca, nie byłby napewno dumny z tego, że jego ojciec był wzrostu ponad sześć stóp. Zdaje mi się, że jako nacja jesteśmy ściśle w tem samem położeniu, co hypotetyczny syn Thakeray‘a. Zniżamy się w naszym patrjotyzmie do rzeczy ordynarnych i nijakich z prostej przyczyny. Stanowimy jedyny naród świata, którego nie uczą w dzieciętwie jego własnej literatury i jego własnej historji.
Jako naród, znajdujemy się zaiste w niezwykłej sytuacji, nieznajomości swych własnych zasług. Odegraliśmy wielką i świetną rolę w dziejach myśli i uczuć świata; staliśmy pośród pierwszych w tej wiekuistej i bezkrwawej bitwie, gdzie ciosy