Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.
ZWIASTUN ŚMIERCI.

Odjechawszy kilkanaście kilometrów, dostrzegliśmy z góry długi wąż jeźdźców, przejeżdżających przez błotnistą równinę. Był to jakiś znaczny oddział, liczący około 300 ludzi. Po upływie pół godziny moja bryczka zrównała się z czołem oddziału na brzegu grząskiego i głębokiego potoku.
Oddział, złożony z Mongołów, Burjatów i Tybetańczyków, był uzbrojony w karabiny rosyjskie. Na czele jechało dwóch jeźdźców. Jeden z nich w czarnej „burce“ kaukaskiej, w olbrzymiej barankowej czapie i z czerwonym „baszłykiem“, rozwiewającym się na ramionach nakształt skrzydeł drapieżnego ptaka, ruszył ku mnie koniem, zagrodził mi drogę i głuchym głosem rzucił trzy pytania:
— Kto? Skąd? Dokąd?
Odpowiedziałem również lakonicznie.
Wtedy jeździec podjechał jeszcze bliżej i rzekł:
— Oddział nasz idzie na zachód, dokąd został wysłany przez barona Ungern von Stern-