Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za miastem samochód pomknął jeszcze szybciej. Zimny wiatr zrywał czapki i rozrzucał poły palt. Baron, przymknąwszy oczy, widocznie rozkoszując się szybką jazdą, szeptał chwilami:
— Prędzej!... Prędzej!...
Szofer przyśpieszał biegu, aż powietrze świstało w uszach. Milczeliśmy. Nagle baron się odezwał:
— A ja wczoraj obiłem adjutanta za to, że nie pozwolił mi dokończyć opowiadania...
— Przecież generał może to uczynić obecnie! — odparłem.
— Czyż panu to jeszcze nie zbrzydło? — zapytał, a w jego głosie odczułem radość. — No dobrze! Teraz nastąpi część najciekawsza...
Ungern siedział wyprostowany, jak świeca, nie dotykając poduszek samochodu i, paląc papierosa za papierosem, rozpoczął:
— Miałem zamiar założyć w Rosji zakon wojskowy buddystów. Poco? Dla obrony moralnej ewolucji ludzkości od zgubnych wpływów rewolucji, gdyż jestem tego zdania, że postęp ewolucyjny prowadzi do ideału, t. j. bóstwa, rewolucja zaś po gwałtownym skoku naprzód wstrzymuje rozwój i prowadzi wstecz do zezwierzęcenia. Lecz działałem w Rosji, w tym przeklętym kraju, gdzie niema dyscypliny w narodzie, gdzie chłop chodzi do cerkwi