Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla nas przez Geja. Nie tracąc chwili, okulbaczyliśmy je i wyruszyliśmy w drogę. W domu Geja panował popłoch, ponieważ na okolicznych górach spostrzeżono wielkie ogniska. Nie było wątpliwości, że bolszewicy, pewni siebie, a nie chcąc nocą wkraczać do osady, zatrzymali się w lesie na popas, aby rano triumfalnie wejść do Khathylu.
Zaczęliśmy żegnać Gejów, gdy naraz wszedł posłany na wywiad kozak i doniósł, że na górach, jakiś nieznany oddział pali ogniska, a dwóch wywiadowców przybyło już do Khathylu. Byliśmy obecni przy raporcie tych przybyszów. Oznajmili oni, że oddział białych partyzantów — chłopów z głębi Syberji przedarł się pod dowództwem kilku oficerów do Mongolji i, dowiedziawszy się o istnieniu oddziału pułkownika Kazagrandi, szedł, aby się z nim połączyć.
W ten sposób niebezpieczeństwo, zagrażające mieszkańcom Khathylu, narazie zostało zażegnane, lecz my nie czekaliśmy na przybycie oddziału partyzantów i, pożegnawszy wszystkich, ruszyliśmy zpowrotem do Uliasutaju. Po drodze jednak trzeba było zajechać do Mureń-Kure,