Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miał on jednak tak przykrą, złośliwą twarz i tak starannie unikał mego wzroku, że mimowoli miałem się na baczności.
W rozmowie zapytałem, czy niema w okolicach Tissin-Gołu jakich kolonistów. Kanin zmieszanym i podrażnionym głosem odparł:
— Jest tu jeden bogaty starzec, Bobrow, który mieszka stąd o pół kilometra. Tylko nie radzę panom do niego wstępować, gdyż nie jest zbyt gościnny...
Przy tych słowach Kaninowa nisko opuściła głowę i nie podnosiła więcej oczu. Gorochowie obojętnie palili papierosy. Odrazu zauważyłem podrażniony ton Kanina, przerażenie jego żony i sztuczną obojętność Gorochowych, i dlatego właśnie postanowiłem koniecznie odwiedzić starego kolonistę. Oznajmiłem gospodarzom, że mam oddać Bobrowowi list z Uliasutaju. Skończywszy herbatę, ubrałem się i wyszedłem. W głębokiej kotlinie, wpobliżu stacji stał dom Bobrowa za wysokim mocnym płotem. Okna były oświetlone lampą. Zapukałem. Odpowiedziało mi wściekłe ujadanie czterech ogromnych psów. Z dziedzińca odezwał się głos:
— Kto tam?