Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oglądałem stado. W pozostałej na stepie gromadzie ujrzałem barany i owce domowe, w oddalającej się zaś — mongolskie antylopy, „dżereń“ (Gazella gutturosa i Gazella subgutturosa). Niewielkie stadko, które uciekło w góry, składało się ze skalnych baranów Oris ammon, czyli po mongolsku „argali“, o olbrzymich i ciężkich rogach, zagiętych nakształt jakichś muszli potwornych. Cała ta gromada przed naszą inwazją najspokojniej pasła się razem, korzystając z obfitej i pożywnej trawy i z rzeki, która w wielu miejscach nie zamarzała i była pokryta kłębami pary.
Antylopy, do których tymczasem zbliżyliśmy się o jakie 500 kroków, podniosły głowy i uważnie się nam przyglądały.
— Teraz zaczną przebiegać nam drogę! — zawołał ze śmiechem Mongoł. — Zabawne zwierzęta! Nieraz pędzą obok dobrego konia, usiłując wyprzedzić go, gdy zaś wreszcie dopną celu, spokojnie odbiegają paręset kroków i znowu się pasą, jakby ich nic nie obchodziło zjawienie się człowieka.
Wiedziałem o tym strategicznym systemie antylop i postanowiłem skorzystać z niego dla