Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko powinno się było spalić; spaliły się więc bez śladu nawet konie i bydło. Lecz przeklęte trupy pozostały. Właśnie mieliśmy odwieźć je gdzieś daleko stąd, gdyście przybyli, a ci idjoci odrazu się zdradzili.
— Okropna, ponura historja! — ciągnął oficer, powracając ze mną do stacji. — Włosy mi dębem stawały, gdym słuchał spokojnego opowiadania tej dziewczyny, prawie dziecka przecież! Wtedy dopiero zrozumiałem, jaką rozpustę, jaki grzech zaszczepił bolszewizm w moim narodzie, zabijając sumienie, wiarę, strach przed Bogiem! Pojąłem też, że wszyscy ludzie uczciwi i moralni powinni walczyć z tym wytworem szatana, dopóki starczy życia i sił!
Porucznik wpadł w ciężką zadumę.
Idąc ku domowi, zauważyłem na śniegu tuż przy drodze dużą, czarną plamę, która jakoś od razu przykuła mój wzrok do siebie.
— Co tam leży? — zapytałem, wskazując ręką w stronę plamy.
— Tam leży zabójca, Puzikow, którego kazałem zastrzelić — spokojnym głosem odpowiedział porucznik. — Chętniebym był rozstrzelał Kanina i Puzikową, lecz nie mogłem