Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostrożnie odpiął torbę kulbaki i wysunął nieco rękojeść pistoletu.
Wkrótce zrozumieliśmy, dlaczego ci żołnierze, wytrawni, leśni włóczęgowie, nie odważyli się iść na Sejbi bez przewodnika.
Doliny Ałgiaku i Sejbi są przedzielone szeregami wąskich grzbietów górskich, pomiędzy któremi leżą głębokie i szerokie wąwozy z grząskiemi niebezpiecznemi torfowiskami. Było to wielkie topielisko, bagno bezdenne, jakieś martwe, przeklęte miejsce.
Konie grzęzły do kolan, padały, plątały się nogami w sieci korzeni, zanurzonych w grząskim torfie, przygniatały jeźdźców, gryzły się, chrapały, rwały rzemienie i popręgi.
Coraz częściej konie zanurzały się w bagnie prawie do kolan jeźdźca. Mój wierzchowiec wpadł do jakiegoś dołu, wypełnionego rudą, cuchnącą wodą. Nieszczęśliwy koń ugrzązł tak głęboko, że moja pierś już dotykała powierzchni wody. Wyratowaliśmy się z wielką trudnością.
Po mnie natychmiast runął wraz z koniem oficer bolszewicki, kalecząc sobie o kamień głowę bardzo poważnie.