Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prędzej naprzód, prędzej! — wołał, wymachując rękami, Mongoł, który postępował na czele oddziału.
Znowu rozległ się huk i trzask, budzący jakąś niezrozumiałą trwogę. Coś się stało gdzieś bardzo blisko...
Konie zaczęły się w strachu cofać, wyrywać z rąk i ciężko padać, uderzając łbami o lód.
Prawie tuż pod mojemi nogami, o dwie stopy na prawo, pękła powierzchnia lodu, i szczelina, jak wąż, z trzaskiem złowrogim pobiegła dalej. Natychmiast buchnęła z niej woda i płynęła, pieniąc się i burząc.
— Prędzej! prędzej! — wołał przewodnik.
Z wielkim trudem udało się nam zmusić konie do przejścia przez szczelinę i ruszyć naprzód. Drżały i ociągały się. Tylko straszliwe uderzenia nahajów zniewoliły je do zapomnienia o panicznym strachu przed nieznanem zjawiskiem żywiołowem.
Gdyśmy dotarli do brzegu i, zapuściwszy się w las, ruszyli dalej, pastuch opowiedział nam, że Jaga często, bez żadnej przyczyny, zrywa lody i oczyszcza wielkie przestrzenie swego prądu. Biada podróżnym, którzy w podobnej