Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grzbietu w małym lesie modrzewiowym, przez który płynie niezamarzający potok z czerwonemi plamami rdzawej wody na brzegu, okrytym śniegiem. Tam się będzie paliło nasze ognisko, i tam spędzimy noc!
Spostrzegłem, że Sojot zaczął dygotać ze strachu.
— Nojon już przebył tę drogę? — szeptał. — Już zna płaszczyznę Darchat-Uła, która leży na tych szczytach?
— Nie! — odparłem. — Nigdy nie byłem w waszych górach, lecz tej nocy bogowie wasi nawiedzili mnie i pokazali mi drogę. Wiem, że nic nam nie przeszkodzi przejść szczęśliwie przez Tannu-Ołu.
— Już prowadzę, już prowadzę! — zawołał Sojot i, uderzywszy konia, szybko wyjechał na czoło oddziału, jadąc ostrym grzbietem skalnym, wijącym się aż do szczytów, gdzie leżała śnieżna płaszczyzna.
Gdyśmy się znaleźli na wąskim gzymsie skalnym, zwieszonym nad głęboką doliną, przewodnik gwałtownie wstrzymał konia i uważnie oglądał śnieg i kamienie.