Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drogę tamowały niezliczone, głębokie wąwozy, przysypane śniegiem, wysokie wały leżących drzew lub też osypy kamieni i skał, które stoczyły się z gór.
Namordowawszy się w ciągu kilku godzin, nieoczekiwanie powróciliśmy na miejsce naszego noclegu. Nie było wątpliwości, że przewodnik zbłądził i zupełnie stracił drogę. Na jego twarzy malowało się paniczne przerażenie.
— Złe duchy starego lasu nie przepuszczają nas! — szeptał drżącemi wargami. — Zły to znak! Lepiej powracać na Hargę do nojona.
Krzyknąłem na niego gniewnie, i Sojot znowu poprowadził nas, chociaż stracił wszelką nadzieję odszukania ścieżki przez Tannu-Ołu, nie robiąc nawet żadnych w tym kierunku wysiłków.
Na szczęście jeden z moich ludzi, myśliwy urianchajski, zauważył nacięcia na drzewach. Były to znaki, wskazujące ścieżkę ukrytą pod głębokim śniegiem. Brnąc w zaspach, przeszliśmy las „złych duchów“, przecięliśmy inny mniejszy, składający się z czarnych, gołych, spalonych modrzewi, i zatrzymaliśmy się o zachodzie słońca w niewielkim gaiku tuż u podnóża Tannu-Ołu. Wkrótce zapadł zmrok, a wraz