Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nazajutrz ze wszystkich studni lunęły potoki wody, zburzyły mury i budynki. Załoga chińska zginęła bez śladu, i tylko czasem fale wzburzonego jeziora wyrzucają na brzegi zgniłe czaszki i kości ludzkie. Jezioro powiększa się co rok, podchodząc coraz to bliżej do okalających je gór.
Po godzinie ominęliśmy od wschodu Teri-Nur, i jezioro zniknęło za lasem.
Droga nie była ciężka, lecz przewodnik uprzedzał, że czekają nas miejscowości bardzo trudne do przebycia.
Doszliśmy do nich po dwóch dniach.
Przed nami był gęsty las, wdrapujący się stromemi spychami na szczyt góry, pokrytej grubą warstwą śniegu. Za tą górą w promieniach zachodzącego słońca piętrzyły się majestatyczne wierchy, pokryte wiecznemi śniegami, z których w różnych miejscach wyrastały nagie, bezbarwne skały.
Były to wschodnie najwyższe odnogi Tannu-Ołu.
Zatrzymaliśmy się na nocleg w lesie i o świcie zaczęliśmy przedzierać się przez gęsty bór.
Do południa prowadził nas Sojot przez knieję, robiąc ogromne, kręte zygzaki, gdyż wszędzie