Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nojon podarował mi pięć dość dobrych koni, dziesięć baranów i duży worek mąki, z której natychmiast napiekliśmy sucharów.
Mój towarzysz-agronom dał mu za to nowy 500-rublowy banknot rosyjski bardzo piękny i barwny, lecz nie mający dla nas żadnej wartości, bo bolszewicy zburzyli system pieniężny; ode mnie zaś książę dostał niewielki kawałek rodzimego złota, znalezionego w łożysku małej rzeczki, i kieszonkowy rewolwer z dziesięciu nabojami.
Cała rodzina i urzędnicy księcia odprowadzali nas do „kure“ (klasztoru), położonego o piętnaście kilometrów od koczowiska władcy Soldżaku. Prowadził Sojot, wysłany przez nojona z rozkazem konwojowania nas aż do Kosogołu.
Nie zatrzymaliśmy się w „kure“, lecz około „duguna“ — chińskiej osady handlowej. Chińscy kupcy, patrząc na nas zpodełba, zaczęli nastręczać różne towary, szczególnie kusząc nas okrągłemi, glinianemi „łanchonami“ (karafkami) z „majgoło“, słodką, chińską wódką anyżową. Nie mieliśmy ani srebra w kawałkach, ani chińskich kałgańskich dolarów papierowych, więc ze smutkiem spoglądaliśmy na apetyczne