Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i co chwila przystawał, wycierając twarz rękawem kożucha.
— Chory? — zapytałem.
— Tak! — ze smutkiem w głosie odparł stary. — To mój syn — Ereksen. Już mija tydzień, jak płynie mu krew nosem. Osłabł doszczętu...
Zatrzymałem się i zawołałem młodego Sojota.
— Rozepnij kożuch! — rozkazałem. — Obnaż piersi i szyję, a twarzą zwróć się do nieba!
Chory natychmiast wypełnił rozkaz, ja zaś nacisnąłem mu tętnicę i po paru minutach powiedziałem:
— Krew zatrzymana i więcej nie będzie ci płynęła. Idź do jurty i połóż się!
Krwotoki z nosa często można zatamować w taki prosty sposób, lecz „magiczne“ działanie moich palców wywarło olbrzymie wrażenie wśród Sojotów.
— Ta — Lama! Ta — Lama! (wielki lekarz) — zawołał stary Sojot, nisko schylając przede mną głowę.
W jurcie wyjodynowałem nos mego pacjenta i wtedy dopiero przystąpiłem do picia herbaty. Stary gospodarz uporczywie milczał, myśląc