Strona:Ferdynand Ossendowski - Dimbo.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niego i ukląkł przy olbrzymie. Obejrzał starannie pętlę i nożem ostrożnie podważył drut. Słoń chrapnął i drgnął.
— Ha, trudno, to musi boleć! — powiedział chłopiec. — Pocierp chwilkę! Muszę wydobyć drut, bo inaczej go nie przetnę. Masz zbyt grubą skórę, mój drogi!
Długo mozolił się Tulor, aż wreszcie udało mu się przeciąć drut i zdjąć pętlę.
— No, teraz to już po wszystkiem! — mruknął chłopak. — Idź i bądź ostrożny na przyszłość, a zawsze patrz sobie pod nogi...