Strona:Ferdynand Ossendowski - Cień ponurego Wschodu.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeń, — dżeń-szeng, ceniony na wagę złota. Czasami udaje się takim przedsiębiorczym przybyszom złapać w sidła kilka pięknych, prawie czarnych soboli, kun, lub nawet bobrów, które w bagnistych składkach górskich mają jeszcze swoje kolonje. W tak ciężkiej pracy, w ciągłej obawie o życie, któremu co chwila grozi albo zdziczały uciekający z ciężkich robót przestępca kryminalny z Sachalinu, lub władca puszczy tygrys, bardzo gustujący w mięsie żółtego człowieka, pędzi swój żywot Chińczyk, lub Koreańczyk.
Upływa lato i połowa jesieni. W listopadzie żółci przybysze zaczynają powracać do domu. Drogi ich są znane tak samo, jak drogi odlatujących na zimę łabędzi i gęsi. To też wszystkie ścieżki, któremi dążą ze swoją zdobyczą przybysze, są obsadzone przez Rosjan. Przybysze idą zwykle odziani w białe ubrania, bo to jest zwyczajny kolor dla Koreańczyków, ale też i dlatego, że na śniegu trudniej napastnikowi dojrzeć postać swojej ofiary. Rosjanie idą na „śmiały przemysł“ lub na polowanie na „białe łabędzie“ z karabinami. Kula powala żółtego włóczęgę, a Rosjanin zabiera cały jego dobytek i uchodzi bezkarnie, pozostawiając ciało człowieka na pastwę zwierza, nie myśląc bynajmniej o tem, że na tego zabitego, przez długie lata napróżno będzie czekała cała rodzina, której życie i los zależy od tego, ile zdobyczy przy-