Strona:Ferdynand Ossendowski - Cień ponurego Wschodu.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niaczki, prawie dziecka, szepce ohydne słowa pokusy pijany, plugawy, „ulicznik“, olbrzymi tęgi chłop o czerwonej twarzy i rudych włosach na rękach: przy płaczącej cichemi łzami kobiecie z chorem dzieckiem na ręku, siedzi i wyśpiewuje wesołe fabryczne piosenki jakiś dziwny typ, z ubrania mnich, z czynów i słów — dawny i stały mieszkaniec więzienia... A w nocy... W nocy tu dzieją się rzeczy straszne, ohydne i ponure, które zgnilizną przepajają ciała i dusze, rozpaczą mózg i nienawiścią serca.
Prawie zawsze po nocach wrywa się tu policja śledcza, czyni rewizję, sprawdza dokumenty kogoś bije, kogoś wlecze do więzienia, a wszystkich przeraża i nuży do reszty...
I tak noc po nocy... tygodnie i miesiące do chwili, aż bezrobotni wieśniacy, których bardzo wykształcił przytułek nocny, wydali się wynajmującemu robotników na „czarne roboty“ dość obeznanymi z miastem, gdyż szybko i śmiało odcinali się na każde słowo, a nie kłaniali się do ziemi, zuchwale patrząc w oczy, nie uchylali czapek przed świętymi obrazami i nie mieli w oczach nic, oprócz nienawiści i zimnej rezygnacji.
Od tej chwili zaczynało się dla nich życie fabryczne, a po nim albo więzienie albo powrót na wieś wraz z nowymi obyczajami i chorobami.
Jednem z najbardziej lubianych zajęć chłopów