Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kach, zabierając mieszkańcom zapasy żywności, baranice, buty, bydło i wywożąc wszystko na furach taborowych.
Na traktach głównych, na które tylko zrzadka wychodził Lis ze swymi ludźmi, patrolowali żołnierze z gwardji Konstantego.
Tuż pod Bielskiem wypadło Lisowi zapaść do puszczy i posłać dwóch ludzi po chleb, mięso i owies; konie bowiem były zdrożone, przedzierając się marnemi drogami, a ludziom dokuczał głód.
Czekając na powrót furażerów, Lis wyszedł na biegnącą w pobliżu szosę bitą i rozglądał się na wszystkie strony.
Narazie nic podejrzanego nie spostrzegł na drodze, lecz po pewnym czasie doszły go odgłosy pieśni, krzyki przeraźliwe i tupot koni. Zaczaiwszy się w krzakach, czekał.
Wkrótce z poza zakrętu szosy wybiegło czterech jeźdźców. Konie pędziły w cwał. Ochrypłe, pijane głosy darły się, wykrzykując słowa sprośnej, żołnierskiej piosenki rosyjskiej, a im wtórowały rozpaczliwe zawodzenia, cienkie i jękliwe.
Lis wyciągnął pistolety z za pasa i obejrzał kurki.
Gdy jakie dwieście kroków dzieliło nadjeżdżających od niego, młodzian spostrzegł szlify oficerskie na dwóch słaniających się na siodle jeźdźcach, którzy prowadzili za uzdę konie, z przywiązanemi do nich niewiastami.
Nagła myśl błysnęła w głowie Lisa: