Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie lizać zaczęły wysoką rufę i obsadę foku, aż maszt runął, druzgocąc burtę i strącając do morza kilka dział wraz z obsługą; na drugiej — pożar rozgorzał na dolnym pokładzie, dokąd smolna kula przedarła się przez wyzior armatni.
Rycerz widział, jak hiszpańska załoga w popłochu wybiegała na górny dek i usiłowała spuścić szalupy, lecz nie zdążyła, gdyż huk straszliwy nagle targnął powietrzem. Uniósł się wysoko dziób ciężkiej galery i cały okręt, chyląc się na sztymbork, szybko pogrążał się do wody.
— Naprzód! — rozległa się komenda pana Haraburdy. — Zahaczyć galerę!
„Dumna Filsanda“, nadawszy żagli, runęła na pozostały okręt.
Majtkowie zręcznie rzucili haki i przyciągnęli burtę do burty, z bojowym okrzykiem przebiegając na pokład nieprzyjacielskiej galery. Wkrótce zwarli się z Hiszpanami, rąbiąc szablami i siekierami.
Pan Władysław, szalejący na pokładzie z szablą w ręku, szukał dowódcy galery.
Ujrzał go, stojącego na wysokim kasztelu sztaby z długą, migocącą szpadą w dłoni. Kilku majtków z „Filsandy“ już mknęło ku niemu, aby go rozpłatać toporami, lecz rycerz zatrzymał ich groźnym okrzykiem i sam skoczył ku dowódcy.
Krótko trwał pojedynek, gdyż posiadający olbrzymią siłę pan Haraburda wybił przeciwnikowi szpadę i, wytrąciwszy szablę z rąk nadbiegającego bosmana „Filsandy“, krzyknął po niemiecku:
— Poddaj się!
Hiszpan dumnie podniósł głowę i odparł przez zęby: