Polscy okrętnicy rzucili haki, lecz Szwedzi rąbali liny toporami, nie dając się zahaczyć.
Widząc to, Muża porwał się od jaty kapitańskiej i, podbiegłszy do burty, wsunął stopy do szpygaty i przechylił się naprzód.
Mocarnemi rękami uchwycił szyper wanty szwedzkiej orlogi i ciągnął ku sobie.
Widział pan Haraburda, jak krwią nabiegła twarz Kaszuba-żeglarza, jak wyrosły mu na karku i poruszały się zwały mięśni potężnych, ciągnących ku sobie okręt nieprzyjacielski.
Już burty zbliżać się zaczęły powoli, i kilka haków spadło odrazu na klamburtę „Słońca“, gdy nagle wywinął się z poza zwoju lin jakiś majtek szwedzki i błysnął toporem.
Trysnęła struga krwi z nabrzmiałego karku szypra i osunął się Muża bezwładnie, obmiękł, znieruchomiał.
Pobiegł mu na pomoc rycerz, lecz w tej chwili salwa gruchnęła na orlodze i obaliła kilku polskich żeglarzy.
Pan Haraburda, nie wydawszy okrzyku, zwalił się nawznak, z piersią, krwią zlaną, bo dwie kule muszkietowe w niej głęboko utkwiły.
Leżał i nie widział, jak oddalało się podbite przez niego „Słońce“, jak dognał orlogę bieżny „Wodnik“ i, ryknąwszy ze wszystkich naraz dział, uszkodził ją i bitwę na białą broń rozpoczął, lecz szybko się cofnął, gdyż szwedzki kapitan Forrat wysadził swój okręt, lont płonący do prochowni wrzuciwszy.
Nie słyszał rycerz wykrzykiwanych w tubę doniesień:
— Praefectus regiarum navium Arendt Dickmann
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/285
Ta strona została przepisana.