Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mał na tym okręcie swoją flagę admiralską praefectus regiarum navium, śmiały wódz morski i oddany królowi żeglarz, Arendt Dickmann.
Po rozmowie z admirałem, pan Haraburda popłynął do burty „Tygrysa“, jakowe imię, z rozkazu króla, nadano dawnej „Zjawie Morskiej“. Na deku spotkał go nowy komendant-Duńczyk, młody żeglarz, Kuno Hamsen. Załoga, dowiedziawszy się o przybyciu rycerza, wybiegła na pokład i cisnęła się do niego, obejmując mu kolana i całując po rękach.
Barczysty szyper Michał Muża, do zwału skalnego podobny, stał, wlepiwszy oczy w dawnego komendanta, nieruchomy i groźny.
Wielu dawnych okrętników nie znalazł już rycerz na brygantynie. Wojna i ciężkie pływanki uniosły ich na zawsze.
Komendanci podzielili pomiędzy sobą czynności na brygantynie. Hamsen miał w swej pieczy ruch okrętu, pan Haraburda — jego siłę bojową.
Rycerz rozejrzał się bacznie. O bitwie nie można było myśleć, bo zatokę gdańską zamknął swoją flotą Gyllnhjelm. I w dzień i w nocy na widnokręgu tkwiły gotowe do boju, a czujne, jak ptactwo drapieżne, orlogi nieprzyjacielskie. Lecz nie zwykł był rycerz pozostawać bezczynnym. Co noc podchodził on w małych szalupach Szwedów, porywając z cyplu helskiego lub z łodzi szwedzkich jeńców; zapuszczał się pod samym brzegiem aż pod Elbląg, węsząc i wypatrując, co się działo na pobrzeżu.
Tak minęły październik i połowa listopada. Zima wypadła owego roku wczesna i luta. Gęste mgły okrywały morze, gruby szron bielał przy Zabrzegach, norda