Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dobrali się komendanci, jak w korcu maku, i z każdym dniem nabierali do siebie coraz większego afektu.
Krążyły brygantyny wpobliżu brzegów pruskich, patrząc, węsząc, zaglądając do każdej zatoki, tropiąc i napadając szwedzkie statki, które gwałt czyniły w pobrzeżnych osiedlach, a słuchy puszczały, że należą do polskiej armaty morskiej.
Pan Haraburda przydybał zbrojną orlogę szwedzką, rabującą i podpalającą osadę na wybrzeżu pruskiem, zaludnioną przez rybaków-Mazurów. Po krótkiej bitwie zdobyto orlogę, a gdy jeńców wyprowadzono na brzeg, pan Haraburda oddał Mazurom wszystko, co na nieprzyjacielskim statku znaleziono, jeńców zaś, na tratwie szubienice postawiwszy, powiesił. Narychtowawszy żagiel, puszczono wisielców z wiatrem.
— A wpadnijcie do Wisby i do Sztokholmu i pokłon od nas królowi złóżcie piękny! — krzyczał Kubala, gdy tratwa znikała w oddali.
Koło Elblągu zagończycy wytropili kilka pomniejszych szmag, w działa zbrojnych, które miały zamęt w Świeżej zatoce uczynić. Zaczęli więc komendanci potężnie tę flotylę skubać, podając ją sobie z rąk do rąk, aż nic nie pozostało, bo i kilkunastu wziętych do niewoli majtków, zaciężnych z cesarstwa i Danji, Witt ustrzelić kazał.
Postrach czarny rzuciły brygantyny polskie na całe wybrzeże — od Kurlandji do zatoki Szczecińskiej. Nie widzieli już komendanci nieprzyjaciela na morzu, gdyż główne siły szwedzkie zatrudnione były przewozem wojska i malerjałów do Estonji i eskortowaniem swoich transportów, a pomniejsze statki nie śmiały bróździć morza. Wiedzieli bowiem Szwedzi, że w Pucku spu-