Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wodzie kąpany! Śpieszysz się, jakby cię kto w pięty smalił!
— Na cóż mam jeszcze czekać? — spytał rycerz, podnosząc ramiona. — Na wojnie każda garść zdrowa potrzebna.
— Znowu za swoje! — krzyczał pan Weyher. — Ostatnie słowo nie twoje, waszmość, i nie moje, tylko hetmańskie! Poczekasz, co on ci zaśpiewa! Wkrótce do Gdańska nowe wały i inne fortalicje obejrzeć zjedzie.
Pan Haraburda, mocno rozgoryczony, do domu powrócił i przybycia pana Koniecpolskiego wyglądał.
Pan hetman zaśpiewał prędzej, niż się spodziewano. Z Malborku przyleciał pajuk z pismem, rycerza do obozu wzywającem. Nawykły do karności, pan Władysław tegoż dnia wyjechał do hetmana.
Pan Koniecpolski w ramiona go brał i długo do szerokiej piersi przyciskał i po głowie, jak syna, głaskał, mówiąc:
— Ja ci powiadam, mopanku, bez duszy chodziłem, o słabości twojej małżonki, ja ci powiadam, zwiedziawszy się! Chocia, mopanku, od burgrabiego i pana Weyhera, ja ci powiadam, o wszystkiem co dwa dni wieści miałem, jednak, ja ci powiadam, mopanku, vivit sub pectore vulnus!
— Z duszy-serca za miłościwą troskę dziękuję waszej dostojności i za cudownego lekarza — mistrza Wéliczkę! — zawołał rycerz.
— Wiem, że już nadobna pani, ja ci powiadam, do ogrodu wychodzi i na siłach wzbiera! A więc, mopanku, mam nową dla ciebie bałamutną imprezę, a będzie ci ona, mopanku, ja ci powiadam, po sercu! — rzekł, poważniejąc, hetman.