Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bym go już dawno ze skóry obłupił, tylko, że uciekł mi!... Długo jam się głowił nad tem, co mam z Rozą począć? Chciałem zrazu udusić ją, jeno to zawszeć białogłowa, chocia włosy ma, jak owa kawka, mocno czarne. Niech jej już kat w oczy zaświeci...
— A ścigałeś Swena? — zapytał rycerz.
— Ścigałem, alem się zwiedział, że rycht, kiedy my powróciliśmy, izbę z mieniem całem porzucił i drapnął. Śladów żadnych zwęszyć nie mogłem — mówił smutnym głosem Kubala. — Ale oko nad tem mam i ceklarzom po trzy dukaty przyobiecałem, jeżeli na trop wpadną. Bo — ja, mój kochany panie, jegobym ze skóry, jak szaraka, obdarł czyściutko...
W głosie młodziana zabrzmiała taka zawziętość, jaką dostrzegł pan Haraburda wtedy, gdy Kubala na Filsandzie o swej zemście nad Palenem mówił.
Pani Wanda, posłyszawszy, złożyła ręce i szepnęła:
— Nie ścigajcie tych ludzi!... Wdzięczna im jestem teraz, bo przez swoją chorobę zrozumiałam miłowanie twoje wierne, Władeńku, jako też życzliwość i oddanie nam imć pana Wojciecha!
Spojrzeli obaj na nią ze zdumieniem najwyższem i nic nie odrzekli, albowiem chęć pomstowania w twardych sercach mężów przygasa nie skoro.
Pan Haraburda tegoż dnia wybrał się do Pucka i panu staroście obszerną relację złożył.
Pan Jan Weyher, słuchając, po biodrach się klepał i dwa razy krew go zalewać poczynała, aż doszedł do słowa i rzekł:
— Siłaś, waćpan, dokonał i coram populo nazwałbym ciebie, rycerzu, największym bohaterem naszych cza-