Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo musimy ducha w okręlnikach podnieść i siłę naszą okazać!
— Na szwank, wasza dostojność, narażasz najlepszy do tego czasu okręt! — zauważył Nielsen.
— Ufam rycerzowi, że potrafi takową imprezę sławnie przeprowadzić! — zawołał pan Weyher i, nie zwlekając, zaczął pismo do pana Haraburdy układać.
Gdy zaś skończył, kazał pachołkowi, co koń wyskoczy, mknąć do Gdańska.
— Nie można inaczej! — mówił pan starosta do komisarzy i Murreya. — Musimy dla honoru powstającej floty polskiej porażkę naprawić. Coby inaczej powiedziała szlachta nasza, która bardziej oczami łypie na Dzikie Pola, niż na morze? A tylko w niem teraz cała nasza nadzieja, bo muszę ja waszmościom powiedzieć, że sine dubio wojna ze Szwecją na długie lata się zaciągnie i my, tu oto obecni, jej końca nie obaczymy!
Komisarze i dzielny, królowi oddany Szkot głowy opuścili i w zadumę smutną wpadli. Zatrwożyły ich prorocze, z wielką siłą wypowiedziane słowa wielkiego wojownika i męża mądrego, jakim był pan Jan Weyher, starosta pucki.
Pan Haraburda, nic nie wiedząc o zapadłem w Pucku postanowieniu, przy boku żony pędził życie spokojne, płynące mu szczęśliwie. W podarowanym przez króla domu, należącym niegdyś do rodziny Kleefeldów, a stojącym przy Długowsi, państwo Haraburdowie rozgospodarowali się na dobre. Panowie Mohl i Sapieha dawno przysłali cały tabor furmanek, ładowanych skrzyniami, sepetami i tobołami, należą-