Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie wiedziałem, z kim mam do czynienia! — objaśnił pan Haraburda. — Puścić płazem obrazy nie mogłem, więc albo usiec, a tu widzę — młode, słabowite pacholę, albo... cóż miałem robić?
— Ja ci, mopanku, powiadam, — rzekł hetman, dotykając rękawa pana Piotra — że to, ja ci powiadam, nauczka dla młodzika była. Nie wolno bowiem, mopanku, bez racji słów obraźnych miotać, ja ci powiadam. A, że młody to jeszcze był fryc, gołowąs, ba — żółtodziób, ja ci powiadam, mopanku, to i infamia żadna w tem się nie kryje.
— Ja słowa o tem do nikogo nie rzekłem! — zauważył pan Haraburda. — Bardzo żałuję tego i radbym za druha syna waszej dostojności uważać, jako że żadnego rankoru do nich obydwóch nie czuję!
— No to, ja ci powiadam, mopanku, że możemy litkup pić, boć to sprawa, ja ci powiadam, skończona i pogrzebana! — zawołał pan Koniecpolski, a wojewoda Ostroróg dodał, patrząc na pana Sieniąwskiego:
— Niech się prędzej młodzi pogodzą, bo siła od tego rycerza twój Stach, panie Piotrze, nauczyć się może!...
— Ja też tak myślę! — rzekł pan Piotr, jeszcze raz ściskając rękę młodemu rycerzowi. — A przybywajcie wraz z Wandą rychło do Warszawy! Muszę bowiem relację z jej majętności złożyć i pod twoją administratio oddać, gdyż nie sposób mnie nad takiemi dużemi włościami, jak moja i wasza, samemu czuwać!
— Patrzcie, waszmościowie, król jegomość ku nam zmierza, ja ci powiadam! — zauważył hetman.