Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

użycie władzy nie ma dostatecznie ciężkiej kary! Surowo odpowiecie przed sądem! Uczynię wszystko, poruszę cały rząd, aby ukarać winnych!! Zbrodnia! Hańba!
Komisarz policji upadł na kolana przed rewizorem i jął szlochać:
— Panie, panie, litości! Jestem obarczony liczną rodziną... Nie moja w tym wina, bo to pan radca Safianow kazał mi dopomóc urzędnikowi w pobraniu podatków po raz drugi w tym roku! To już działo się kilkakrotnie na rozkaz pana radcy. Ja... mały człowiek, nie mogę sprzeciwiać się woli mego przełożonego!...
Baron słuchał, a komisarz, ośmielony tym skwapliwie opowiadał różne szczegóły z działalności radcy gubernialnego.
— Cóż powie na to wszystko pan Safianow? — zapytał wreszcie rewizor z pogardą patrząc na radcę.
Ten milczał. Rozumiał, że nawet przy jego zręczności i wpływach gra została przegrana.
Wtedy to z tłumu wystąpił Władysław Lis.
— Sprawiedliwy człowiek! Sprawiedliwy człowiek! — przeszedł pomruk W tłumie.
— O kim mówicie? — zdziwił się rewizor, lecz ujrzawszy bladego ze wzruszenia Lisa, zrozumiał, że Samojedzi nazywali tak zesłańca polskiego.
— Panie rewizorze! — zaczął Lis, prostując się po wojskowemu. — Ci bezbronni, ciemni ludzie powierzyli mi różne dokumenty, chociaż nie wiedzieli, ile są one warte. Proszę! Oto kwity, świadczące o uiszczeniu podatków; a ten dokument jest najważniejszym dowodem bezprawia, którego dopuszczały się władze miejscowe. Orędzie cesarzowej Katarzyny Wielkiej, znoszące wszelkie podatki Samojedów! Tymczasem pobierano je od dziesięciu lat, od roku urzędowania pana radcy Safianowa, który dobrze wie o istnieniu tego dokumentu państwowego, wie... bo na odwrotnej jego stronie można dostrzec...