Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzie nie tańczą w tak porywający, śmiały do zuchwalstwa i bluźnierstwa sposób... Czyżby i ona nie była Arabką?...
Widział jednak przed sobą to ciało białe o ledwie uchwytnym odcieniu złocistym, te brwi dumne, śmiało zarysowane, orli nos, złoty kwiatek z niebieską emalją w latających, cienkich nozdrzach i oczy bezdenne, ciemne, sączące niewypowiedziany czar, a pełne żądzy namiętnie-leniwej.
Wiedział, że żądza ta ojczyznę swoją ma w zacisznych, półciemnych tajemniczych „Seralach“, a to piękne, wiotkie, wypieszczone ciało należy do kobiety z wysokiego rodu, nie znającego ciężkiej pracy i gnębiącej troski o jutro.
Pytania cisnęły się rojnie do głowy młodego górala
Obok zdumienia i zachwytu nad nieznaną mu piękną, pociągającą kobietą, obok budzącej się nagle, skwarnej namiętności, — jakieś powiewy zimne rodzące podejrzliwość i ostrożność, zmusiły go do przyjęcia nieprzewidzianego postanowienia.
— Zostanę tu przez cały czas pobytu tej niezwykłej karawany... Może dowiem się nareszcie czegoś ważnego, ponieważ ci ludzie niezawodnie knują coś...
Na wyrazistej, zmiennej, jak niebo górskie, wojowniczej twarzy młodego szeicha druzyjskiego myśli i uczucia odbijały się, jak obłoki w zwierciadle morza.
Nie spostrzegł Atrasz, że nieznajomy wparł w niego ostry, wszystko widzący wzrok i bacznie śledził wyraz jego oczu, każde poruszenie