Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Anglików! Oni chcieliby wszystkie narody zgnieść i ująć w karby posłuchu. Nienawidzę ich!...
Posłowie zamienili się bystrem, porozumiewawczem spojrzeniem.
— Wielki Szeryf myśli tak samo... Postanowił on podtrzymać Turcję w tej wojnie i razem z nią wystąpić przeciwko Anglikom i Francuzom...
— Francuzi — to żadne niebezpieczeństwo! — zaśmiał się Atrasz. — Siedzą oni na małej wysepce Tripoli i ruszyć się z miejsca nie mogą. To — słaby wróg!
— Tak... — mruknął starszy poseł. — Szeryf postanowił zostać wiernym Turcji, za co będzie żądał uznania niezależności Hedżasu, Szemmeru i Nedżedu — ziemi potomków Wielkiego Proroka.
— Hedżasu? — zapytał Ibrahim, marszcząc czoło. — A obszary Oman, Jemen, Mentefik, Ei-Asa?
— To także ma wejść w granice niepodległej Arabji! — odpowiedzieli posłowie.
— No, a Sinai, Palestyna, Hauran, Syria, Libanon, Alef, Damaszek, Mezopotamia? — wyliczał Atrasz, coraz wyżej i groźniej podnosząc drapieżną głowę.
— To... to... ma pozostać przy Turcji... te obszary należą oddawna do tureckich wilajetów... — odparli, czując zmieszanie pod palącym wzrokiem młodego górskiego wojownika.
— Na Allaha! — zakrzyknął. — To aż tak dalece posunęliście swój handelek, mumeni? Za pustynię Nefud, Dehna i Taif-el-Dżawani gdzie po dwóch latach wolność wasza, niepodległość wyschnie, jak prąd wiosennych potoków, wypijanych przez piaski gorące, — za te pustkowia ja-