Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na dziedzińcu pagody mister Hallysway zwrócił się do nas, mówiąc:
— Jeżeli ofiara nie zginie dziś w nocy od jadu surinam, jutro pojmie za żonę pierwszą kapłankę bogini Szakti i uważany będzie za Awatar — przeistoczonego Wisznu. Jutro dowiemy się o losie młodzieńca.
Nie mogłem spać przez całą noc, a o świcie byłem już z szeryfem i naszym lekarzem w pagodzie.
Słońce wdarło się pod sklepienia świątyni i posłało tu snop swoich promieni. Przez okno padły one na biały marmur kolumny ofiarnej i na zwisające ciało młodzieńca, nieruchome i stężałe w straszliwych cierpieniach. Na jego piersi, tuż nad sercem dojrzałem małą rankę, a niżej — kilka kropel skrzepłej krwi. Zajrzałem w oczy trupa i krzyknąłem. Poznałem Sun Dara.
Obejrzałem się na szeryfa. Porozumiewawczo kiwnął mi głową i szepnął, trzęsąc się od śmiechu:
— To pod moim naciskiem obrano go na ofiarę dla Szakti. Unieszkodliwiłem wroga Wielkiej Brytanji!... Zręcznie, cicho, podług miejscowych tradycyj, bez hałasu, bez śladów...
Po powrocie do Balasor, gdzie statek nasz pozostawał jeszcze przez parę dni, starannie unikałem spotkania z szeryfem Johnem Hallysway. Dla mnie był on zbrodniarzem, napadającym podstępnie.
Widocznie wice-król Indji był tego samego zdania, bo nagle przerwał jego karjerę urzędniczą, usuwając go z Balasor i oddając pod sąd.