Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ZBRODNIA SZERIFA Z BALASOR
(Z podróży po Indjach).

Byłem w roku 1897 studentem przyrody. Zbrzydły mi do reszty korepetycje z łobuzami gimnazjalnymi, więc postanowiłem uciec od nich jaknajdalej, odbyć długą, prawdziwą podróż, aby zapomnieć o przeróżnych, „accusativus cum infinitivo“, zadaniach trygonometrycznych i greckich „aorystach“ Zaciągnęłam się więc na wielki handlowy parowiec floty ochotniczej, odpływający z Odesy do Kalkutty z ładunkiem szyn kolejowych. Statek ten nazywał się „Kostroma“, ja zaś piastowałem na nim godność... pisarza okrętowego. „Kostromie“ — staremu, rozklekotanemu gruchotowi podróż ta nie bardzo się udała, mnie zaś — świetnie!

Zaczynając już od Adenu, przy samem wejściu do Oceanu Indyjskiego[1], w maszynie parowca coś się stale psuło. „Kostroma“ zmuszona była zatrzymywać się na otwartem morzu i czekać aż inżynier i mechanicy załatwią się z jej „wnętrznościami“. Kapitan, przemiły, czerwony, jak rak, Polak — p. Pawłowicz, klął od rana do wieczora. Pasażerowie błąkali się po pokładzie, niby strute muchy i tylko dwóch nicponiów czuło się na statku wybornie. Jednym z nim byłem ja, drugim — lekarz okrętowy. Nie mieliśmy obaj

  1. Północna część oceanu nosi nazwę morza Arabskiego.