Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ce Mongołowie zaś spokojnie spoglądali na lecącego dziwnego ptaka i szeptali tradycyjne „Om“.
— Co to jest? — spytała stara, ospą zeszpecona mongołka swego męża, nabijającego nos tabaką.
— Nie wiem! — odparł.
— Dobre to, czy złe? — spytała znowu, wycierając twarz, nagle zwilgotniałą po potężnem kichnięciu męża.
— Ani dobre, ani złe, bo go już niema! — uśmiechnął się i poszedł do namiotu.