Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go moja przyjaciółka, której za to szyłam bluzki!
Nikłą twarz kobiety powlókł gorący rumieniec, blade oczy pałały dumą. Zaczęła znowu mówić:
— O tak, ja byłam przy nim i robiłam wszystko, aby żył! Naczelny lekarz przy całym personelu stwierdził, że to ja uratowałam go od śmierci. Keramusa-Keita został przy życiu i szybko powrócił do zdrowia, bo silny był i młody. Przypominał mi on te czarne posągi, jakie widziałam w muzeum. Keramusa przywiązał się do mnie, jak pies, wdzięczny był tak, jak biały człowiek nie umie być wdzięcznym. Przychodził do mnie, opowiadał o sobie, o rodzinie, o Afryce. Był dobry dla mnie, a ja byłam taka samotna, taka opuszczona. Pokochałam go i zgodziłam się zostać jego żoną. Ślub wzięliśmy w kościele, gdyż powiedział, że jest chrześcijaninem.
Urwała nagle i długo się nie odzywała. Być może, myślą pobiegła w przeszłość, przeżywając radosne dni miłosnego upojenia.
— Dalej, proszę pani — rzekł cichym, poważnym głosem p. Gaillard. — Co dalej zaszło?
— Gdy władze wojskowe postanowiły go wyprawić do domu, chciałam jechać razem z mężem, lecz Keramusa przekonał mnie, że muszę pozostać, gdyż on ma najpierw stoczyć walkę z bratem. O, zły to człowiek, ten brat Keramusy. Wiedząc, że mój mąż był umierający, zawładnął tronem Tumanea, zgładziwszy ojca-króla! Od kilku lat nie mam wieści o Keramusa-Keita, więc postanowiłam przyjechać tu i połączyć się z mężem, lub odwiedzić jego grób...