Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ VII.
Wicher buntu.

Od miesiąca już w całej pustyni arabskiej, między Eufratesem i grzbietem Tebuk-el-Hurb, burzyły się szczepy koczujących Beduinów. Echa powstania docierały aż do Tedmura, tego grodu starych ruin Palmiry, wybuchały w obwodach Korny, Kerbeli, Diwanie, a nawet niepokoiły władze angielskie w Bagdadzie i Mosulu. Żaden europejczyk, lub zbytnio oddany nowym władcom Mezopotamji kupiec arabski, żydowski lub syryjski, nie odważał się zapuścić w głąb pustyni jeszcze niedawno bezpiecznym szlakiem karawanowym.
Do sztabu angielskiego jenerała, rezydującego w Bagdadzie, dochodziły tylko niejasne albo zgoła fałszywe wieści. Arabowie nawet z okolicznych wiosek wyraźnie nie chcieli służyć wywiadowi angielskiemu i nieraz ukrywali w namiotach swoich małe oddziały powstańców.
Pułkownik Higgins wszedł pewnego razu do gabinetu jenerała i złożył raport:
— Mam doskonałego szpiega, którego używałem kilkakrotnie. Posłałem go na południe, aby zebrał dokładne wieści. Człowiek ten powrócił jenerale! Wiem teraz, że powstanie, które szerzy