Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bauhara, miała dom za miastem, wśród gaju oliwnego i plantacji bananów.
Stanąwszy przed ciężkiemi, okutemi drzwiami — zapukał.
Otworzyła mu sędziwa staruszka, tak sędziwa, że już nie ukrywała pomarszczonego oblicza pod czarczafem.
— Czy tu mieszka szlachetna Massaret-es-Bauhar? — spytał, czyniąc salam.
— Stoi ona przed tobą, sidi — odparła zdumiona staruszka.
— Szlachetna, dostojna pani obdarzy mnie wielkiem szczęściem, jeżeli powie, że piękna Naida, córka nieszczęśliwego i wiernego ojczyźnie szeicha Bauhara, przebywa w jej domu — rzekł poważnym głosem, nisko pochylając się przed Massaret.
— Istotnie, tak jest — odpowiedziała z coraz większem zdumieniem. — Czy mam zawołać ją, lub prosić sidi, aby raczył przestąpić nasze skromne progi.
— Dostojna pani — rzekł Ibrahim, prostując się i drżąc na całem ciele. — Nazywam się Ibrahim ben Selim ben Atrasz; jestem synem sułtana Druzów i, chociaż nie jest to w obyczajach naszych, lecz przebywszy daleką drogę, sam stawiłem się przed tobą pani, abyś raczyła przypomnieć pięknej Naidzie, iż przyrzekła mi niegdyś: „Będę najpokorniejszą z niewolnic twoich lub najwierniejszą z żon“. Tak przyrzekła mi Naida, jeżeli spełnię jej żądanie. Ponieważ spełniłem je, przychodzę, aby ona dotrzymała obietnicy swojej i rozjaśniła mój dom samotny, jaka żona — słońce, jedyna aż do śmierci“.