Strona:Feliks Przysiecki - Śpiew w ciemnościach.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tchnienie czarnej zarazy, zwodnicza moc mgławic,
Wraz z wściekłością burz morskich poszły jego śladem,
Jakgdyby chciały śmiercią i ogniem błyskawic,
Wydrzeć mu wykradziony bogini diadem.

Kiedy wrócił, kochanka chytrze go zdradziła,
Coraz mu w życiu gorzej poczęło się zdarzać,
Zdawało się, że jakaś tajemnicza siła
Chce go z powierzchni życia nazawsze wymazać.

Ktoś przeciw niemu knował niebezpieczny spisek
I szatańsko rozpuszczał ciemne plotki o nim,
Drzwi jego domu znaczył znakiem tajnych krysek,
Albo pod próg podrzucał ohydny anonim.

Nocami ktoś pod oknem szeptał krótkie hasła,
Potem stąpał po schodach i drzwi jego szukał...
Wtem pękło z trzaskiem szkiełko, lampa nagle gasła
I trzykroć ktoś do okna z wściekłością zapukał.

Snać jednak losy swoje zwierzył ostrej szpadzie,
Żaden lęk się nie imał tego zawadjaka,
Bo co noc szedł wesoło do szynków w gromadzie
W czarnym płaszczu, jak widmo królewskiego ptaka.