Strona:Felicjan Faleński - Odgłosy z gór.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Coraz tężeje i pęcznieje...
Skręciła las, połknęła knieje,
W skał się wyrwanych jeży kły,
Swym tchem powietrze wzdyma.
I co napadnie,
Chciwie a zdradnie,
W ziejącém łonie,
Natychmiast chłonie...
— Ach! jak się cudnie w słońcu skrzy!
Lecz gdzie się téż zatrzyma?

Próżno kapliczka w gaj się chroni!
Próżno mogiłek rój w koło niéj
Bronią od złego krzyże trzy!
Straszliwa garść olbrzyma,
Łupu nie syta,
W szpony je chwyta,
I z sobą grzmiąca
W otchłanie strąca!...
— Ach! jak się cudnie w słońcu skrzy!
Lecz gdzie się téż zatrzyma?

O! tam — weselne jadą gody:
Z muzyką w pośród drużb pan młody,
I w białéj komży z krzyżem ksiądz,