Strona:Felicjan Faleński - Odgłosy z gór.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu wodospadem grzmiąc w spękane szyby,
Tam lodozwału grozą rycząc, niby
Wyparta czerń rozjadła
Z piekieł gardzieli.

Mnich posiwiały ostro spojrzał w puszczę —
U stóp mu pstrąg się niespokojnie pluszcze —
Tam z niebios gwiazda spadła,
Czyście widzieli?
Wypłynął miesiąc — ale go bladawa
Chmura natychmiast sobą w pół przekrawa.
Więc skonał milcząc; bowiem, senną zgrają,
Z wodnych tumanów niby z mogił, wstają
Przezroczych ciał widziadła,
W śmiertelnéj bieli.

I po wiszarach gdzie skrzą śniegów szmaty,
W błyskach się taniec zawziął wichrowaty...
Tam z niebios gwiazda spadła —
Czyście widzieli?
Och! w jakiż wir się kręcą zapalczywy
Te krwi i kości pozbawione dziwy!
W tem zmierzch je obwiał blady zkądś jak próchno —
Czy tę wesołość pędy wichrów zdmuchną?
Czy błyskawica zbladła
Gromem zastrzeli?