Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

długo po drogach fałszywych, a poznawszy iż są takiemi, z mozołem szukaliście drogi dobrej. Niemało was to kosztowało cierpień i zaparcia. Widzę każdą kroplę krwi, każdą ranę stóp waszych. Policzyłem je i rachunek długi przedłożyłem Bogu do zapłaty. Teraz oto głoszę wam dobrą nowinę: Koniec cierpień nastąpi, uzyskacie wszyscy pokój i szczęście.
Skąd pochodzi, że mnie to właśnie wybrał Bóg za swego posłańca, nie waszą rzeczą badać. Tak się stało. Przyjmcie tylko szczere zapewnienie, że pycha nie mówi przez moje usta.
Pielgrzymi pochylili się w niskim pokłonie, twarze ich leżały w trawie.
— Nie należy mi się cześć żadna, o bracia moi! — powiedział starzec — Jestem tylko głosicielem słów cudzych, słów świętego wybrańca bożego. Jemu się cześć, nie mnie należy. Podnieście się i słuchajcie pilnie.
Tysiąc spojrzeń zawisło na jego ustach, jakgdyby pielgrzymi chcieli widzieć złote słowa, które z nich ulecą.
— Przed wielu latami — zaczął kapłan — przed bardzo wielu latami, a wiecie drodzy bracia, że lat życia świętego liczyć nie należy jeno mierzyć tem, co zawarły, gdyż czasem są jak wieki, a czasem znów przemijają niepostrzeżo-