Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tam, dokąd wskazuje drogowskaz?
— Tak. Ale nie wolno rozmawiać o tem. Rozumiesz?
— No dobrze... ale na cóż właściwie siedzi pod drogowskazem ten starzec. Powiedz mi! Czy on zawsze siedział na tem miejscu, czy był przed nim inny kapłan?
— Mój pradziad mawiał... ale będzie temu z górą sto lat i drogowskaz już wówczas był nastawiony na straszny ostrów... otóż mój pradziad mawiał, że czasu jego młodości inny kapłan siedział pod drogowskazem.
— I cóż się z nim stało?
— Co?... Osioł z ciebie. Oczywiście umarł, jak każdy człowiek. Pełno wśród lasu wzgórków podobnych do mogił. Są to zapewne groby dawnych kapłanów szczęścia.
— A co głosili tamci? Czy to co ten, czy może coś odmiennego?
— Phi... możliwe, że głosili to samo, ale może też co innego...
— To jest ważna kwestya. Gdybym wiedział dokładnie wszystko, co mówili wszyscy kapłani szczęścia, mógłbym sobie wyrobić pogląd co to takiego jest. Chciałbym wiedzieć, czy zawsze jest ono takie samo, jak np. słońce, czy też ulega zmianom, jak księżyc.