Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciężki łańcuch uderzył o kamienie i stoczył się w bezdeń przepaści wraz z zmartwiałem ciałem pielgrzyma, wysłanego pracownika JUTRA..., którego poraził ZAMRÓZ-STRACH.


∗             ∗

Otworzył oczy. W szafirowej jakby mgle ujrzał śmigłe filary mostu. Leżał na wznak na łące kwietnej, bezsilny, jakby po ciężkiej chorobie.
Nie bolało go nic. Tylko przy każdym ruchu, przy każdym niemal oddechu, szeptało mu coś: I na cóż! I na cóż!
Wszystko już skończone, załatwione, wyczerpana treść życia... ot wspomnienie jedno, drugie i koniec.
Dawne czasy... Loty dalekie na wszystkie strony, bezobowiązkowe nadzorowanie wszechświata.. Porażenie Strachem...
Od jakichże drobnych rzeczy, pomyślał, zależy Jutro... Od jakichże nikłych ocznych złud...
Nie chciało mu się myśleć. Wodził oczy, a wokoło, po łące, na każdym kwiatku napotkanym dając wypoczywać oczom.
Podniósł wzrok.
Był łuk potężny, od skały do skały, górą gzymsem obrzeżony. Jakieś wpółzatarte na nim