Przejdź do zawartości

Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siadam ogromny dar oryentowania się... to też zaraz spostrzegłem, że możnaby zrobić świetny interes. Przystępuję do rzeczy. Wyobraź sobie ogromne towarzystwo akcyjne... kapitał wynosi... powiedzmy dwa miliony... Ty nie wpłacając nic, ...wzamian za tajemnicę... za pomysł... dostajesz tyle, a tyle akcyj... no... i... powiedzmy ...posadę dyrektora... co? Podoba ci się to?... Widzisz... nie źle to nawet brzmi...
Pewnieś ciekaw, co dalej? Całkiem słusznie. Otóż byłeś, myślę w Szwajcaryi... i wiesz, że najjałowsza góra może przynieść zyski ...stokroć naw et większe, jak potrójnej wielkości łan najpiękniejszej pszenicy.
No, chyba mnie rozumiesz? Co tam długo gadać... trafia się rzecz nadzwyczajna... pomogę ci, ...zbuduj tu hotel.
Pielgrzym zerwał się ze ziemi. Porwał swój kij sękaty i machając nim, wrzasnął głosem wielkim:
— Apage satanas! Apage satanas! Apage...
Ale czarnej postaci już nie było.

Ogromne, kilkunastopiętrowe gmachy „Hotelu pod ideałem“ ledwo pomieścić mogły pielgrzymów i kuracyuszów, ledwo docisnąć się można było do sal gry, stołów biesiadnych i przystani, skąd łodzie motorowe ruszały w dro-